środa, 31 sierpnia 2011

Radosław Sikora - Niezwykłe bitwy i szarże husarii

Autor: Radosław Sikora
Tytuł: Niezwykłe bitwy i szarże Husarii
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Ilość stron: 192

     O Hustarii chyba każdy z nas słyszał. Łopoczące na wietrze skrzydła, postrach jaki siali wśród wrogów oraz niebywała werwa, z jaką przystępowali do kolejnych bitew. Ja sama z wielką chęcią słucham opowieści o dawnych czasach, toteż sięgnęłam po powieść R. Sikory, wierząc, iż będzie idealnie oddawać klimat, jak i wydarzenia w tamtych czasach.

     Po pierwsze, na uwagę zasługuje niewątpliwie przyciągająca wzrok okładka. Widzimy na niej zbrojnego jeźdźca z biało-czerwoną flagą. Utrzymana jest w wyglądzie starej fotografii, która przywodzi na myśl dawne, niekiedy urokliwe wspomnienia. Tak i jest teraz, bowiem nie jedna wygrana walka przysporzyła Polsce powody do dumy. Podoba mi się, że grafik nie silił się na gloryfikowanie postaci, ukazując je w pełnej patosu walce. Ta obwoluta jest wieloznaczna, a zarazem pobudzająca wyobraźnię.

     Co do samej treści, to nie mogę się wiele wypowiedzieć. W książkach o tematyce innej niż historyczna wywlekałabym defekty, bądź też zalety, tu nie mogę. Wiadomo, że to, co było zostało już ustalone, więc dopowiedzieć również nie potrafię zbyt wiele. Wypowiem się za to o przystępnym stylu autora. Nie dość, że poszczególne bitwy są zobrazowane w sposób trafiający do najbardziej odpornego czytelnika, to jeszcze mamy wrażenie, jakbyśmy uczestniczyli w wydarzeniach przedstawionych w powieści. Nie mówię, iż jest to tak jak w innego typu literaturze, ale w dużej mierze z łatwością przyszło mi odnalezienie się w pełnym chwały nastroju następującym po zwycięstwie. Być może sprawił to tylko i wyłącznie fakt, że we wszystkim staram się dopatrzyć się pierwiastka nierealności oraz zachwytu.

     Podróżowanie przez koleje losów Husarii ułatwiają czytelnikowi zamieszczone w środku ryciny. Wielu z nich nie miałam przyjemności wcześniej obejrzeć, toteż z niebywałym animuszem przystąpiłam do wertowania kolejnych stronic, podróżując między słowami a obrazami. Dodatkowo niezmiernie spodobały mi się mapki, które są wydrukowane na takich stronach, aby nie trzeba było przewracać zbyt wielu stron, by do nich dotrzeć. W zasadzie spokojnie śledziłam tekst, bez wysiłku zerkając przy tym na miejsca wydarzeń. Dowiedziałam się dzięki nim wielu istotnych faktów. Moja fantazja różniła się nieco od niezbitych dowodów na miejsce bitew, dlatego też tak cieszę się, że później odpowiednio umiejscowiłam miejsca wydarzeń.

     Reasumując, Niezwykłe bitwy i szarże Husarii, przypadną do gustu niemal każdemu czytelnikowi. Nie ważne czy jesteś pasjonatem historii, czy po prostu poszukujesz informacji do pracy szkolnej. Bez wątpienia tu odnajdziesz to wszystko, a nawet więcej. Zastrzegam jednakże, iż pisarz we wstępie dodał, że osoby, których wiedza w tym kierunku jest minimalna, przeczytały książkę Z dziejów Husarii.


Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawnictwa Instytutu Wyd. Erica, za co serdecznie dziękuję.

wtorek, 30 sierpnia 2011

Nowości oraz zapowiedzi

26 VIII 2011
Fatum to zbiór dziesięciu gdańskich pereł kryminalnych Najczarniejsze z czarnych, humor, makabra, groteska prosto z barokowej „Wenecji Północy”. W rolach głównych ludzkie namiętności oraz plejada odszczepieńców i zwyrodnialców. Szaleństwo, zbrodnia w afekcie, morderca o skłonnościach poetyckich. Dwór Artusa i podłe spelunki. Port i Wyspa Spichrzów. Zamtuzy i kościoły. Rajcy, kupcy, marynarze, złotnicy i wampiry. Ktoś nastaje na życie Heweliusza? Ktoś sprzedaje podejrzane pomarańcze? A wszystkich łączy niezwykłe miejsce. Oto Gdańsk, jakiego nie znacie. Czas zmierzyć się z demonami przeszłości. Poznajcie nowe oblicze miasta nad Motławą. 


 9 IX 2011
Ich odwaga zawstydzała najdzielniejszych mężczyzn.
Wojna to z pozoru męska sprawa. Zmienia jednak kobiece losy tak samo mocno, jak męskie. Jak żyć w czasach, gdy własne wesele kończy się aresztowaniem przez gestapo, gdy tylko bliski poród wstrzymuje wykonanie wyroku śmierci, gdy powodzenie zadania wymaga nawiązania romansu z wrogiem? Jak zachować kobiecą wrażliwość, gdy wokół panuje okrucieństwo, przemoc i niesprawiedliwość? Gdy najmodniejszym dodatkiem staje się biało-czerwona opaska, a w torebce, obok szminki i lusterka, trzeba schować pistolet?


7 IX 2011
Pierwsza książka nowej serii autorki „Wywiadu z wampirem”!
Bestseller „New York Timesa”!

„Pokuta” to hipnotyzująca powieść o aniele i płatnym mordercy. Metafizyczny thriller, który przeniesie Cię do trzynastowiecznej Anglii. Fascynująca i prowokująca książka o winie i przebaczeniu, miłości i nienawiści, samotności i pięknie.
 

  
19 IX 2011
Mam na imię Ellie. Nie jestem już tą samą dziewczyną, która mieszkała z rodzicami w Wirrawee. Nikt z nas nie jest już taki sam. Boimy się, ale jesteśmy silni i nie tak łatwo nas złamać. Nie chcemy być martwymi bohaterami. Wydaje mi się, że w obliczu niebezpieczeństwa będziemy musieli robić rzeczy naprawdę straszne. Ale nie wiem, jak daleko możemy się posunąć, żeby ocalić najbliższych. I czy będę w stanie kochać kogoś, kto nie zawahał się zabić? Choć nadciąga chłód, jutro może być naprawdę gorąco. Jutro to fenomen. Seria otrzymała kilkadziesiąt nagród w Australii, Stanach Zjednoczonych, Szwecji i Niemczech.


Są to zapowiedzi oraz nowości znalezione na stronach wydawnictw. Wszystkie te książki przeczytałam albo mam zamiar to zrobić. Wprost nie mogę się doczekać, aby sięgnąć po prozę Anne Rice. Pamiętam, że kiedyś uwielbiałam Wywiad z wampirem, więc liczę, że Pokuta również przypadnie mi do gustu. Jednak jeśli ktoś nadal ma obiekcje, czy warto przeczytać powyższe pozycje, to zajrzyjcie do moich recenzji, będących pochlebnymi. Miłego wieczoru pośród kartek (lub innej części dnia/nocy). :D

niedziela, 28 sierpnia 2011

Łukasz Modelski - Dziewczyny wojenne

Autor: Łukasz Modelski
Tytuł: Dziewczyny wojenne
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 300

     Wojna, to słowo każdy doskonale zna, niektórzy ją przeżyli. Konkluzje nasuwają się same; jedne bardziej, drugie mniej adekwatne, jednak wszyscy widzą w niej główny problem - śmierć. Czai się na każdym kroku, gotowa zagrozić życiu oraz sponiewierać duszę. Mali chłopcy bawią się w bitwy; rzucają do siebie kamieniami, strzelają z procy, ale jak w tym wszystkim ma odnaleźć się kobieta? Na to pytanie odpowie wam książka Łukasza Modelskiego, bowiem w jego powieść nie opowiada, zresztą jak wiele o tej tematyce, o dziarskich mężczyznach, lecz o niepozornych kobietach, które idealnie przystosowały się do tych trudnych czasów.

     Z rosnącym entuzjazmem podchodziłam do dzieła Ł. Modelskiego. Lubię czytać o II Wojnie Światowej, a to, co wynikało z opisu zamieszczonego na okładce stanowiło niejaką innowację. Niemalże zawsze sięgałam po pamiętniki, ale były one albo prowadzone z perspektywy ukrywających się  Żydówek, bądź też mężczyzn działających w AK. Tutaj jest coś zupełnie innego. Nie dość, że poznajemy losy Polek, to jeszcze działają one w obronie ojczyzny. Pozbywają się zahamowań, by pomóc bliskim. Wyruszają na nieznane terytoria, chociaż nie wiedzą, co je tam czeka. A wszystko to w imieniu? Właśnie; czego? Miłości? A może poczucia spełnionego obowiązku patrioty? Jedno jest pewne: tacy ludzie przyczynili się do tego, iż dzisiejszego dnia nasza ojczyzna jest wolna. Jedenaście kobiet, jedenaście innych historii, które pomimo kontrastów łączą się ze sobą. Z zapartym tchem śledziłam losy bohaterek. Niekiedy wzruszałam się do głębi, innymi razy miałam ochotę krzyczeć z bezsilności. 

     Dziewczyny wojenne zostały napisane w narracji 1. os., i choć nie jestem jej wielbicielką, to tu pasowała idealnie. Powieść prowadzona jest zwięzłym, oszczędnym językiem. Autor nie używa zbędnego patosu, bo i wojna go nie ma. To tylko potęguje wrażenie prawdziwości. Wiele razy nie potrafiłam utożsamić się z postaciami przedstawionymi w dziełach literackich z prozaicznych powodów: niektóre były zbyt nierealne, a inne nie wpasowały się w czasy, w których przyszło im żyć. Aczykolwiek tu nie miałam podobnych problemów. Akcja toczy się wartko, a końcowe wyjaśnienie, co działo się później z przedstawionymi w książce kobietami niweluje uczucie niedosytu mogące narodzić się po ostatnim zdaniu danej opowieści.

     Pisarz przygotował się do przedstawienia tak trudnego tematu, jakim jest wojna. Rozmowy z H. Cieszkowską, M. Grodzką-Gużkowską i Barbarą Matys-Wysiadecką, jak i autobiografie pozwoliły stworzyć ów dzieło z należytym szacunkiem dla zmarłych osób, a także tych, które nie zostały tu opisane. Miałam wrażenie, iż za tymi imionami kryją się także inne osoby. Przecież wiele było podobnych Magdalen, które nie zostały opisane i popadły w zapomnienie. Dzięki tej powieści pamięć o nich, bohaterskich dziewczynach, może przetrwać.

     Podsumowując, gorąco polecam Dziewczyny wojenne każdemu. Nie ważne, czy historia należy do waszych zainteresować, czy też nie. Książka niesie ze sobą prawdy moralne, a także niewyobrażalne bohaterstwo. Zmuszone do tego, by przekroczyć tę cienką granicę między dorosłością a byciem dzieckiem, postaci stają się dla czytelnika bliskie i niemalże dojrzewają pod jego okiem. Przechodzą z stadium marzeń o jeździe na łyżwach do szarej rzeczywistości, odsłaniając to, co kryje się za kotarą wspomnień.



Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawnictwa Znak, za co serdecznie dziękuję.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Bernard Cornwell - Ostatnie Królestwo

Autor: Bernard Cornwell
Tytuł: Ostatnie królestwo
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica
Ilość stron: 544


     Niewielu autorów jest w stanie przekazać w powieściach historycznych wydarzenia zarówno intrygujące, jak i zgodne z prawdą. Z tym nie miał problemu autor Ostatniego Królestwa, pierwszego tomu cyklu pt. Wojny Wikingów. Cornwell nie tylko przekazuje w łatwy sposób fakty najazdu Duńczyków na Anglię, ale dodatkowo opisuje je w dość ciekawych okolicznościach. W dowód uznania dla twórczości otrzymał Order Imperium Brytyjskiego. Ponadto w krajach anglosaskich uchodzi za jednego za najbardziej poczytnych autorów książek historycznych. Już sam ten fakt może wiele powiedzieć o jego książkach, bo skoro pod wrażeniem jest tak wielu ludzi, to z pewnością zasługują one na uwagę.
     Głównym bohaterem Ostatniego Królestwa jest Uthred, syn Anglika, a jednocześnie jeniec Duńczyków, chociaż to, czym się szczyci w tej społeczności jest sprzeczne z tą funkcją. Gdyż pod opiekuńcze skrzydła przyjął go Ragnar, który nie dość, że jest zaprawionym w boju wojem, to w dodatku szczyci się niebywałym poczuciem humoru, na co gł. postać często zwraca uwagę. Jednak eldorman nie wzbudził we mnie całkowitej przychylności. Nie wiem, czy sprawił to sposób jego sposób bycia, czy nieco infantylne zachowanie w pewnej sytuacji. Chociaż temu pierwszemu nie mam nic do zarzucenia. B. Cornwell wykreował Uthreda na dziarskiego młodzieńca, który nade wszystko darzy sympatią swego opiekuna. Pomimo że ten zabił jego brata, zaczyna być dla niego swoistego rodzaju przyjacielem, a w dużej mierze ojcem, który go nie zbywał wiecznie, gdy zadawał pytania. Sam Ragnar jest kompletnym przeciwieństwem rodziciela, który był oschły i oszczędny w uczuciach. Może to z tego powodu chłopiec począł darzyć takimi względami mężczyznę? Moim zdaniem ta postać jest dobrze wykreowana, choć niekiedy czegoś mi w niej brakowało.
     Niezmiernie spodobał mi się styl autora. Zazwyczaj w powieściach tego typu spotykamy się z fachowym słownictwem, które dla zwykłego czytelnika, niezaznajomionego głębiej z historią, stwarza niejaki problem. Natomiast tu spotykamy się z wyrazami przystępnymi dla wszystkich, a zarazem będącymi niewielką odskocznią od tego, co można spotkać w dzisiejszej literaturze. W Ostatnim Królestwie nie znajdziemy zbytniego patosu bądź też przesady w rozległych opisach. Wszystko jest ukazane z umiarem, aczykolwiek nie umniejsza to w żaden sposób przekazu, a rzekłabym, iż jest wprost przeciwnie - wzbogaca go. Chociaż muszę przyznać, że czasami wolałabym przeczytać nieco więcej o bitwach toczonych między wrogami, jak i również samym sposobie fortyfikowania się muru tarcz. Mimo to nie mam więcej jakichkolwiek zastrzeżeń; książkę czyta się szybko, a przy tym przekazuje ona wiele istotnych treści.
     Na uwagę zasługuje okładka dzieła Cornwella. Widzimy na niej zaprawionego w boju woja, którego twarz zasłania hełm. Myślę, że jest to pewne nawiązanie do tego, wokół czego toczy się akcja książki. Przecież Ulthred pragnął być takim człowiekiem, jakim był jego opiekun. Zarówno może to symbolizować to, co jest znamienne w pierwszej części, a zarazem przewija się przez dalsze losy bohatera - czyli wojnę. Nie jest ona przedstawiona jako główny temat, bowiem w dużej mierze to dokoła zwykłych ludzi toczą się najbardziej ważkie wydarzenia, co tworzy kontrast. Pomimo niebezpieczeństw, życie dalej płynie spokojnym rytmem, zabarwiając się pewnymi chwilami szkarłatną barwą.
     Podsumowując, polecam Ostatnie Królestwo osobom mającym ochotę na miły odpoczynek z intrygującą lekturą. Pomimo mojej niechęci do głównego bohatera, z chęcią śledziłam losy Duńczyków, jego przyjaciół oraz wrogów. Niektóre postacie szczególnie przypadły mi do gustu i chciałabym przeczytać o nich coś jeszcze. Dlatego pocieszył mnie fakt, że seria Wojny Wikingów ma mieć kilka części. Jedna z nich, Zwiastun burzy, jest już w sprzedaży w Polsce. Ja z całą pewnością jeszcze nie raz sięgnę po pozycje autorstwa tego autora, bo nie dość, że są interesujące, to jeszcze ułatwiają przyswojenie sobie wiedzy o dawnych czasach.


Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawnictwa Instytutu Wyd. Erica, za co serdecznie dziękuję.

piątek, 19 sierpnia 2011

John Marsden - Jutro

Autor: John Marsden
Tytuł: Jutro
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 272

     Jutra chyba nie muszę specjalnie przedstawiać. Seria święci triumfy na całym świecie, zajmując czołowe miejsca w liście bestsellerów oraz otrzymała wiele nagród. Powieść została wydana w 1993 roku, lecz nadal potrafi zachwycić zarówno wykonaniem, jak i pomysłem w niej przedstawionym. Z pozoru wojna wydaje się być tematem dość powszednim; czytamy o niej, słuchamy zeznań świadków, którzy przeżyli, a także niekiedy wyobrażamy ją sobie. Jednak rzeczywistość może być zupełnie inna. Co byś zrobił, gdyby wszyscy ludzie zostali przetrzymywani wbrew własnej woli, a ty wraz z grupą przyjaciół nie widziałbyś jakiejkolwiek możliwości, by im pomóc? Właśnie w takiej sytuacji znajduje się Ellie, narratorka książki, oraz kilkoro znajomych, z którymi wyruszyła na biwak. Wybrana przez towarzyszy niedoli, spisuje ich losy nie tylko ze swojego punktu widzenia, ale również za pomocą rozmów. Na początku podejrzewałam, iż pierwszoosobowa narracja nie daje sposobności ku przedstawieniu faktów w intrygujący sposób. Jakże się myliłam, gdyż Jutro nie tylko interesuje, ale potrafi zabrać czytelnika w inne miejsce, ukazując świat w zupełnie nowy sposób.
     Ellie, mieszka na wsi, i chociaż wielu jej rówieśników pragnie stamtąd uciec do hałaśliwego miasta, ona nie ma podobnych ambicji. Życie w tym miejscu zupełnie jej odpowiada i z nim wiąże przyszłe plany. Podczas lektury możemy zaobserwować, jak niczym niewyróżniająca się siedemnastolatka staje się człowiekiem, którego głównym celem jest przetrwanie. Musi się odnaleźć w świecie, w którym znienacka na ulicy rozlegają się strzały, ludzie są przetrzymywani odosobnionej kwaterze pieczołowicie strzeżonej przez żołnierzy oraz w samym Piekle. Nazwa nie jest adekwatna do miejsca, bowiem to w nim gł. postacie odnalazły opokę. Sama Ellie zaczęła dostrzegać, że (...) zło było wynalazkiem człowieka*. Wtedy pojęła, iż poszczególnym miejscom, wydarzeniom, a nawet osobom zostały nadane etykiety, do których inni mogą się odnieść i osądzić delikwenta bez patrzenia na jego duszę, lecz na wywieszoną tabliczkę. Podczas inwazji zdaje sobie sprawę, że nie zabija się dla zabawy, ale przez instynkt, bo to on stanowi główną pobudkę, aby przeżyć.
     Bohaterowie zdobyli moją sympatię od samego początku. Autor nie sili się na przedstawienie ich, jako dziarskich herosów, wprost przeciwnie - nadał im cechy ludzkie. Nie byli nieustraszeni, ale w miarę możliwości pokonywali strach oraz nauczyli się koegzystować ze sobą. Spodobało mi się, że pisarz zdołał wpleść w Jutro przemyślenia Ellie, dzięki czemu możemy wyobrazić sobie to, co powodowało takie, a nie inne decyzje. W pewnym momencie zaczęłam zadawać sobie pytania: Co ja bym zrobiła? Czy potrafiłabym pokonać własne ograniczenia, tak jak Robyn, która została zmuszona do nauczenia się robienia zastrzyków i zmieniania opatrunków specjalnie dla postrzelonego kolegi. Chociaż niemalże się nie znali, to przez ten krótki czas w Piekle, jak i przez wspólne problemy, początkowo niemal obce sobie osoby stały się dla siebie najbliższą rodziną gotową zrobić dla siebie wszystko.
     Styl autora z całą pewnością wszystkim przypadnie do gustu. Nie jest on poetycki, ani podniosły. Zresztą J. Marsden musiał pisać z perspektywy nastolatki, z czym poradził sobie idealnie. Nic nie jest tu nad wyraz proste, bo i życie takie nie jest, lecz z łatwością można dostrzec, iż zawsze w mroku czai się iskierka nadziei. Tak było w przypadku radia, kiedy to łączność ze światem została utracona, ale nadal pozostała nadzieja, która nie okazała się płonną. W sposobie, w jaki pisarz przedstawiał wydarzenia, było coś tak bliskiego czytelnikowi, że miałam wrażenie, iż to wszystko gdzieś się wydarzyło. Dodatkowo przyczynił się do tego fakt, że Marsden opisuje miejsca, które rzeczywiście istnieją. Być może to one tworzą klimat powieści, nigdy wcześniej nie oddany przez nic z gatunku serii, chociaż nie wiem, czy można określać ją jednym mianem. W Jutrze zawiera się sensacja, thriller, które przenikają się, by utworzyć coś zupełnie odmiennego od tego, co czytałam uprzednio. Powieść nie jest tylko opowieścią idealną do przeczytania wieczorem, lecz także niesie swoistego rodzaju prawdę o ludziach. Być może ze względu na tę różnorodność znalazła uznanie w oczach zarówno młodzieży i starszego grona czytelników.
     Reasumując, serię Jutro polecam wszystkim niezależnie od wieku. Każdy odnajdzie tu coś dla siebie oraz spędzi miły czas na wciągającej lekturze, od której nie sposób się oderwać, gdyż czytelnik z coraz to większą niecierpliwością wertuje kolejne strony w celu poznania dalszych losów grupy przyjaciół. Wartka akcja oraz świat przedstawiony sprawiają, iż po przeczytaniu pierwszej części nie będziecie mieli dość i zapewne sięgniecie po następny tom. Mimo że Jutro liczy ich aż siedem, to myślę, że warto się z nim zapoznać. Ja z całą pewnością nie poprzestanę na tej powieści, bo czuję, że jest ona zaledwie zalążkiem tego, co autor ma do przekazania.


* cytat z książki John'a Marsden'a pt. Jutro

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawnictwa Znak, za co serdecznie dziękuję.

Zachęcam do odwiedzenia strony poświęconej serii, na której możecie przeczytać również fragmenty dwóch pierwszych książek: http://www.seriajutro.pl/.

sobota, 13 sierpnia 2011

Sigbjorn Mostue - Znak elfów (t.1); Przebudzenie Grobowęża

Autor: Sigbjorn Mostue
Tytuł: Znak elfów (t.1); Przebudzenie Grobowęża
Wydawnictwo: Elipsa
Ilość stron: 191

     Przyznam, że do tej powieści podchodziłam stosunkowo nieufnie. Wydawca zamieścił informację, w której to przyrównuje Znak elfów do dzieł Tolkiena, twierdząc, iż doskonale trafia w oczekiwania czytelników rozbudzone kiedyś przez tego pisarza. Nie podchodzę optymistycznie do tego typu zapewnień, gdyż niekiedy okazują się nieco nad wyraz. Czy tak rzeczywiście jest, nie miałam możliwości się przekonać, bowiem nie czytałam jeszcze żadnej z książek tego autora. Mam jednakże szczerą nadzieję, że niedługo to się zmieni, bo Przebudzenie Grobowęża uwiodło mnie z pozoru niewymagającym wysilania się przy czytaniu stylem literackim, a zarazem niezwykłym przedstawieniem świata zawartego w tekście.
     Sigbjorn Mostue niezbyt powoli, ale też nie zatrważająco drastycznie, wprowadza czytelnika w krainę istniejącą równolegle do naszej. Z tym że w tamtej znajdują się istoty magiczne, takie jak elfy, krasnoludy, bądź też martwiaki. Wszystko opisane jest w taki sposób, że bez trudu odnajdujemy się w tym dziwnym świecie, którego przecież zwyczajni ludzie nie widzą. Aczykolwiek mamy szansę zagłębić się w to bez zbędnych gabarytów, których zmuszeni są używać męczaki (ludzie), ażeby przedostać się na drugą stronę. Tak więc łatwo można wyobrazić sobie, że wszelakie dziwne rzeczy przytrafiające się nam w życiu są sprawą psotnych krasnoludów, które niedostrzegalnie uprzykrzają nam codzienną egzystencję. Teraz na myśl przychodzi mi porównanie tego zabiegu do Harrego Pottera J. K. Rowling, bowiem tak również czarodzieje zlewali się z mugolami i zacierali granice ich dzielące. Chociaż tu jest z deka inaczej, gdyż istoty magiczne wprost wzbraniają się przed kontaktem z przedstawicielami gatunku ludzkiego, najbliższe stosunki wręcz traktując z niechęcią.
     Niezmiernie przypadł mi do gustu pomysł autora, chociaż podobno nie jest całkowicie oryginalny, bo Tolkien również wykorzystywał w swych powieściach wyżej wymienione istoty. Ale skoro nie miałam w rękach jeszcze niczego podobnego, twórczość autora mnie uwiodła. Wartka akcja płynie swoim rytmem, nie przyspieszając za bardzo, lecz nie będąc również wolną. Mogłabym rzec, iż jest wręcz idealnie. Nie powiem, że niektóre wydarzenia zdumiały mnie, bo często wiedziałam, co wydarzy się niebawem, lecz z chęcią wracałam do przygód młodego Espena i jego koleżanki - Ewy. Być może sprawiły to cechy ludzkie głównego bohatera, nie będącego kreowanym na herosa, ale na zwyczajnego chłopca mającego problemy, choć próbującego je rozwiązać. Na początku niechętnie czytałam o żeńskiej postaci, której przypadła znacząca rola w książce, z powodu zarozumialstwa, bo jak sądziłam z pierwszych rozdziałów - nim się cechowała. Na szczęście przekonałam się, iż jest zupełnie inaczej, a dziewczynka odnajduje się w świecie niebędącym miejscem zwyczajowym miejscem jej egzystencji. Doszłam również do wniosku, iż to dzięki niej Espen był w stanie podołać postawionemu przed nim zadaniu. Wspierała go na duchu i dawała różnej maści rady będące podstawą do kreowania zmian zachodzących w początkowo opieszałym młodzieńcu. 
     Najbardziej poruszyła mnie postać Nilsa - krasnoluda, który początkowo z niechęcią pomaga dwójce (nie)przyjaciół dotrzeć do Lasu, a w efekcie czego przysposabia sobie ich sympatię. Nils jest barwną postacią emanującą magią w najczystszej postaci. Ilekroć wyobrażałam sobie ów nadnaturalne stworzenia, widziałam przed oczyma piękne, kolorowe stworki odziane w najrozmaitsze przebrania. Tymczasem krasnolud jest brzydki i co chwilę pluje plwociną, co zaczyna być zabawne, bo sam ustawicznie narzeka na męczaków, a robi niemalże dokładnie to samo co oni, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. I choć traktował z niechęcią i pobłażliwością dzieci, myślę, iż również je darzył jakimiś uczuciami, mimo że wzbraniał się przed nimi jak mógł.
     Teraz przyszła kolej na negatywne przedstawienie Znaku elfów. Niekiedy w powieści powtórzenia rażąco rzucały się w oczy. Były one banalne, chociaż nie należy winić za nie autora, bo tłumaczenia często nie są idealne, chociaż to pod wieloma względami przewyższało dotychczasowe. Mimo to występowały zbyt często, a kiedy już zagłębiłam się w tym magicznym świecie, przestały istnieć, a może to ja w późniejszej lekturze nie zwracałam na nich uwagi. Lecz skoro nie przeszkadzają w czytaniu, to nie należy dyskwalifikować z tego powodu całej trylogii, z całą pewnością wartej zapoznania się z nią.
     Podsumowując, Przebudzenie Grobowęża polecam osobom pragnącym zatopić się w świecie marzeń, gdzie nic nie jest niemożliwe. Przeżyjecie piękne przygody z Espenem i Ewą w dwóch światach, bowiem akcja co rusz przenosi się z naszego - codziennego życia - do miejsca, w którym królują elfy. Dzieło autorstwa Norwega emanuje ciepłem i przygodą. Z pewnością znajdzie uznanie u czytelników nie szukających czegoś z morałem, choć i tego można się dopatrzeć, ale przygody, bo tę z całą pewnością tu znajdziecie. Dzięki tej powieści wrócicie do świata dziecięcych mrzonek, otaczając się nieszablonowymi bohaterami, którzy posiadają niebanalne cechy charakteru - należy tu głównie zawrzeć istoty magiczne. Aczykolwiek mnie powieść nie porwała w wir wydarzeń tak bardzo, żebym niezaprzeczalnie nie mogła się od niej oderwać. Owszem, stanowiła miłe urozmaicenie codzienności, ale nie była dla mnie czymś wielce frapującym.


Darcy.

czwartek, 11 sierpnia 2011

Marek Ławrynowicz - Korytarz

Autor: Marek Ławrynowicz
Tytuł: Korytarz
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 181

     Po powieść Ławrynowicza sięgnęłam głównie z powodu obietnic wydawcy. Korytarz miał niekonwencjonalnie przedstawiać śmierć. Zamiast posępnych czarnych kontuszy i woalów kres życia jawi się zupełnie inaczej.
     Już na samym początku stykamy się z wyrafinowanym i czarnym humorem autora. Dzięki niemu z coraz to większą ekscytacją przewracamy kolejne strony, aby poznać dalszy ciąg poszczególnych opowiadań. Bardzo spodobało mi się ujęcie, w jakim widziany jest koniec. Nie jest on przedstawiony jako pełna pośmiertna smutków żałość, lecz jako coś na kształt wyzwolenia. Niekiedy, owszem, nie jest idylliczny, ale dzięki temu czytelnik może obrać własne, dowolne stanowisko i go się trzymać. W powieści obalane są stereotypy, a samo przejście do zaświatów wydaje się być komiczne - tak było w pewnym opowiadaniu, w którym zwłoki zaginęły, a pogrzeb trzeba było zorganizować. Ale jak to zrobić bez trupa? - Zdawało się mówić wszystko wokół, począwszy od ludzi nieznanych głównemu bohaterowi po przyjaciela jego zmarłego dziadka.
     Książka jest podzielona na kilka opowiadań, dzięki czemu niemalże każdy czytelnik jest w stanie znaleźć coś dla siebie. Mi osobiście jedno, dwa opowiadania nie przypadły do gustu, ale każde inne zwiększało zapał i chęć poznania losów pozostałych postaci. To właśnie trzeba przyznać M. Ławrynowiczowi - potrafi zaciekawić czytelnika i zaskoczyć go w najmniej oczekiwanym momencie.
     Styl autora niezmiernie mi odpowiadał. Wyczuwałam tu pokłady komizmu przemieszane z zadumą, jaką wywołuje literatura piękna. Ów połączenie sprawiło, iż dzieło pisarza jest całkowicie odmienne od innych tego gatunku. Jak już wspomniałam Korytarz jest tekstem łatwym w odbiorze, a zarazem wywołującym w czytelniku najróżniejsze emocje. Smutek spaja się z radością, choć na pierwszy rzut oka jest to niedostrzegalne. Dopiero po którymś przeczytaniu potrafiłam zinterpretować dzieło autora w możliwe najlepszy sposób, ale jak wiadomo; ile jest ludzi, tyle interpretacji i nie warto trzymać się jedynej słusznej wersji, lecz wyznaczać nowe horyzonty. Na to pozwala nam rzeczona książka. 
     Na sam koniec postanowiłam wspomnieć o okładce. Widzimy na niej klowna ze smętnym, a może pełnym sprzecznych uczuć uśmiechem, a także jego odbicie, które można dwojako rozumieć. Być może jest zapatrzony z zadumą w przeszłość? A może to przyszłość tak go frapuje? Obwoluta idealnie pasuje do opowiadań, które pełne są sprzeczności.
     Podsumowując, polecam tę lekturę wszystkim spragnionym odrobiny odmienności od fantastyki święcącej teraz triumfy. Łatwy w odbiorze styl autora, wartościowe opowiadania i czarny humor są tym, czego możecie oczekiwać od powieści. Jestem pewna, iż jeszcze nieraz sięgnę po dzieło Ławrynowicza, bowiem z całą pewnością jest tego warte.


Oto cytat z Korytarza, który spodobał mi się najbardziej (str. 45):
" - A czy to ma naprawdę aż takie znaczenie? Człowiek umarł i inni ludzie go pochowali. Ksiądz mówił wzruszająco, orkiestra grała jak należy, czegóż pan więcej chce? A że już inny piękny, zakochany młodzieniec wchodzi właśnie do restauracji? Tak to jest. Jedni wchodzą, drudzy wychodzą i tylko słońce zawsze tak samo wpada przez uchylone drzwi."


                                               O autorze:


Pracował jako robotnik, cukiernik, bibliotekarz. Jest satyrykiem radiowym, poetą i autorem bajek dla dzieci. Zajmował się także poezją wizualną. Pierwszą powieść, "Kapitan Car", opublikował w 1996 roku. Druga, "Diabeł na dzwonnicy" (W.A.B. 1998), przyniosła mu nagrodę Fundacji „Wyzwania” oraz wyróżnienie Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek i Biblioteki Raczyńskich, a jej niemieckie tłumaczenie odniosło duży sukces. W 2000 roku nakładem Wydawnictwa W.A.B. ukazała się powieść "Kino Szpak", dwa lata później także wydana w Niemczech. W 2002 roku na Festiwalu „Dwa Teatry” Ławrynowicz otrzymał nagrodę za słuchowisko "Ameryka wkracza do Malinówka", a w 2003 roku Wydawnictwo W.A.B. opublikowało jego kolejną powieść pt. "Pogoda dla wszystkich". W roku 2006 ukzał się zbiór opowiadań autorstwa Marka Ławrynowicza pt. "Korytarz".



Za książkę serdecznie dziękuję rodzicielce, która dała mi pieniądze na książki o fizyce, a że tamtych nie było, postanowiłam kupić coś innego. Również byłam zdziwiona, że nie narzekała z powodu półek uginających się pod zalegającymi na nich tomami.

Krzysztof Wasilonek - Niebiańska krew

Autor: Krzysztof Wasilonek
Tytuł: Niebiańska krew
Wydawnictwo: Radwan
Ilość stron: 230

     Po powieść Wasilonka sięgnęłam, mając głęboką wiarę, iż będzie to niezobowiązująca lektura, przy której będę mogła spędzić miły wieczór. Pomimo, że pomysł był godny uwagi, styl autora pozostawiał wiele do życzenia. Nie mówię już tylko o tym, że co rusz rzucały mi się w oczy liczne powtórzenia, ale o niewiarygodności zachowań poszczególnych bohaterów. Pewien człowiek, na pozór mającym być złym, wydał mi się najlepiej wykreowaną postacią i z pewnością miał wielki potencjał, gdyby tylko pisarz skupił się bardziej na nim, niźli na innych osobach.
     Rozpoczynając jednakże zacznę od strony graficznej powieści. Niezmiernie podoba mi się okładka autorstwa Damiana Popioła. Jest ona wieloznaczna i łączy się bezpośrednio z treścią, co zasługuje na pochwałę. Nie zawsze tak jest, gdyż w wielu wypadkach projekty okładki przedstawiają główną postać, a przez to nie możemy domyślić się, co też może zawierać sama książka. Oczywiście prócz wyglądu postaci.   Tak więc na samym początku właśnie ta okładka przyciąga czytelnika, mając na względzie jego chęć poznania samej książki, której preludium jest tak wielce interesujące.
     Pomysł z całą pewnością należy do wartych uwagi. Chyba jeszcze nie spotkałam się z czymś podobnym w powieściach fantastycznych. Wiele wątków jest powielanych wielokrotnie, więc trudno znaleźć coś oryginalnego i innowacyjnego wśród dzisiejszej prozy tego gatunku, ale autorowi udało się wykreować odmienny świat. Właśnie rzeczona koncepcja Niebiańskiej krwi jest najbardziej zachwycająca.
     Zaś co do stylu autora miałam mieszane uczucia. Początek nie zapowiadał się dobrze, lecz w miarę czytania wertowałam strony coraz bardziej niecierpliwie, wiedząc, że wartka akcja wkrótce przyczyni się do rozwiania mych wątpliwości. Mimo wszystko osoba wrażliwa i czytająca dużo literatury pięknej (gł. Dostojewskiego, bo to on szczycił się stylem, w którym brak było powtórzeń i niedociągnięć - dziwne zresztą, że w jego wykonaniu mogłoby być inaczej) może być nieco skonfundowany. Niekiedy można dopatrzyć się używania tych samych słów w niewielkim odstępie, co potrafi, a przynajmniej ja miałam takie wrażenie, odciągnąć na jakiś czas od lektury.
     Podsumowując, polecam powieść Krzysztofa Wasilonka na ponure wieczory, podczas których ogarnia was ochota na odprężającą lekturę, przy której nie musicie się wysilać. Wartka akcja, sympatyczni bohaterowie i niebanalny pomysł są tym, co znajdziecie w Niebiańskiej krwi. Warto sięgnąć po tę pozycję choćby dla nieszablonowego pomysłu.


Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawnictwa Radwan, za co serdecznie dziękuję.


poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Mary Janice Davidson - Nieumarła i bezrobotna



Autor: Mary Janice Davidson
Tytuł: Nieumarła i bezrobotna
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 256

     Nieumarła i bezrobotna to druga część przygód Betsy Taylor - zwykłej dziewczyny, której nie interesowało niemalże nic prócz butów, a która stała się Królową Wampirów. Kolejny raz możemy spotkać się z niewątpliwym humorem M. J. Davidson osnuwającej nawet najbardziej trywialne wydarzenia nutką śmiechu. 
     Główna bohaterka, Elisabeth Taylor, straciła dawną pracę, gdyż została pochowana kilka stóp pod ziemią. Nawet gdyby chciała wrócić, nie byłoby to już możliwe, a przynajmniej nie skończyłoby się dobrze. Musi więc znaleźć nową pracę. Podczas kolejnego poszukiwania butów znajduje się w sklepie pana Masona. Niby zwykły wątek, lecz w pewnej chwili będzie stanowił meritum perypetii, jakie spotkają Bets. Również w tym samym czasie, jako władczyni wampirów, zmuszona jest odnaleźć zabójcę grasującego w mieście.
     Na samym początku postać ta nie przypadła mi zbytnio do gustu. Krótko mówiąc, dziewczyna jest próżna i nie zauważa najbardziej wyrazistych poszlak. Ślepy traf tak sprawił, że śledziłam wydarzenia z jej punktu widzenia, co nieraz doprowadzało mnie do białej gorączki. Mimo wszystko po pewnym czasie łatwo przyzwyczaić się do powierzchowności Elisabeth, bo szczerze mówiąc pomysły, które przychodzą jej do głowy są często niezbyt mądre, ale wywołują uśmiech na twarzy czytelnika, a przecież jest to komedia romantyczna, czyli autorka spełniła swą powinność.
     Pisarka ma lekkie pióro, dzięki któremu przy czytaniu nie musimy się wysilać. Gładko podróżujemy między poszczególnymi wątkami, na początku bez zainteresowania, ale po pewnym czasie zaczynamy przewracać strony coraz szybciej, domyślając się, co też może się niedługo stać. Przyznam, że moje przypuszczenia co do zabójcy okazały się mylne. W pewnym stopniu był to celowy zabieg autorki, bo bohaterka zwracająca większą uwagę na bardziej prozaiczne sprawy, odciąga nas od głównego wątku. Spodobała mi się ów nieprzewidywalność co do zakończenia, chociaż osoby częściej czytające tego typu książki mogą już na samym początku domyślić się, co też stanie się później. Fakt, że do nich nie należę przemawiał na korzyść Nieumarłej i bezrobotnej.
      Wydawać by się mogło, iż wampiry są już tematem niemalże wyczerpanym przez pisarzy. Jak widać, nie koniecznie tak musi być. Owszem, trudno napisać teraz coś oryginalnego, a już zwłaszcza w gatunku fantasy, jednak Davidson w pewnym stopniu przedstawiła nam to, czego jeszcze nie było. Nie skupiała się na wampirach samych w sobie, lecz na wydarzeniach z nimi powiązanymi. Przy tym pisarka nie robiła z wszystkich ideałów, ale kogoś, kto również ma wady i niekoniecznie chce się z nimi uporać. Przykładem takiej postaci jest Tina - wierna wampirzyca uznająca Bets za prawowitą królową - bezinteresownie postanowiła posprzątać pewne miejsce w mieszkaniu głównej postaci, twierdząc, że podobne zadanie nie przystoi komuś tak ważnemu jak ona. Gdyby wszystko zostało opisane z innego punktu widzenia, łatwo byłoby uznać to za akt miłosierdzia, lecz tak nie jest. Elisabeth ma za złe koleżance, że chce ją wyręczyć.
     Nieumarłą i bezrobotną polecam przede wszystkim osobom mającym ochotę na spędzenie miłego wieczoru, podczas którego uśmiech nie będzie wam schodził z ust. Książka nie pozostanie nieskończenie długo w pamięci, lecz kiedy tylko spojrzycie na okładkę, będzie przywodziła na myśl piękne chwile spędzone w otoczeniu niepoprawnych bohaterów, z których każdy może czymś zauroczyć. Warto sięgnąć po tę powieść, choćby dla poprawy humoru, który często staje się posępny lub też w ogóle zanika w trudach codziennego życia.

Darcy.

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od portalu nakanapie.pl, za co serdecznie dziękuję.

PS. Czy tylko mi nazwisko autorki kojarzy się z wymarzonym motocyklem, którego nigdy nie będę mieć? Och, Harley, teraz będę do ciebie wzdychała (nie do autorki, ale do tego turystyka, choć przeszkadza mi, że nie może rozwinąć takiej prędkości jak Kawasaki) - jeszcze kilka lat i spotkamy się. A dziś widziałam jakiegoś człowieka, który porzucił tę piękną maszynę pod sklepem. Takich ludzi powinno się karać! :)

czwartek, 4 sierpnia 2011

Andrew Peters - Kruczobór

Autor: Andrew Peters
Tytuł: Kruczobór
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ilość stron: 376

     Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy to przepiękna okładka, która w rzeczywistości jest jeszcze ładniejsza niż na zdjęciu. Kiedy na nią patrzę mam wrażenie, że wszystkie baśnie z zapartym tchem słuchane w dzieciństwie kryją się na niespełna czterystu stronicach. Jak można przejść obojętnie wobec tak urokliwych wspomnień? Z pewnością każdy chciałby je chociaż w pewnym stopniu odświeżyć. Właśnie to przywiodło mnie do Kruczoboru.
    Jako dziecko miałam nieziszczone marzenie o posiadaniu domków na drzewie. A co jeśli one mogły rzeczywiście istnieć? I w dodatku wypełniać potężne pnie, a ludzie na nich mieszkający mogli zakładać wielkie kolonie? W tej opowieści autor przenosi nas w piękny baśniowy świat, od którego nie sposób się oderwać. Mamy okazję przywołać lata z dzieciństwa i oderwać się od otaczającej nas rzeczywistości, dając się porwać wartkiej akcji i nieobliczalnym wydarzeniom.
      Peters, używając bogatego słownictwa, otwiera przed nami świat, w który niekiedy nie sposób wątpić. Jest on tak dogłębnie opisany, że warto zadać sobie pytanie: A może tak kiedyś będzie? Bowiem akcja osadzona jest w przyszłości, choć przedstawiona wizja znacznie odbiega od tych, które zostały zaprezentowane w innych książkach. Dzieło Adrew mogłabym przyrównać do Tuneli Gordona i Williams'a, lecz byłoby to sporym niedomówieniem, gdyż wszystkie pomysły autora były nieszablonowe i wcześniej nieznane. Ale jedno należy przyznać tym twórcom - stworzyli takie powieści, w które z chęcią zagłębiają się czytelnicy.
      Styl pisarza należy do tych, które z łatwością przychodzi nam czytać i nie sieją one zamętu w naszej głowie zbędnymi ozdobnikami. Zresztą wydawca z tyłu okładki napisał, iż powieść powieść została napisana znakomitym językiem, co idealnie znajduje odwzorowanie w treści. Czytelnik z chęcią sięga po tę pozycję, wiedząc, że wartka akcja połączona ze znakomitymi opisami są w tej książce jak najbardziej obecne.
      Główny bohater, Ark, od samego początku przysposobił sobie moją sympatię. Młodzieniec jest kanalarzem, co wydaje się dość niespodziewanym zawodem, zważywszy, że wiele autorów kreuje postaci na bohaterów i tworzy z nich ideały. Tutaj tak nie jest. Ark posiada wszystko to, co zwykły człowiek, może prócz paru szczegółów, lecz o tym przekonacie się, czytając Kruczobór. W każdym bądź razie, pewnego dnia podsłuchuje rozmowę radnego z pałającą chęcią zdobycia Arborium kobietą. Od tej pory, jego życie gwałtownie się zmienia. Współpracownik, o którym dotychczas nie mógł powiedzieć niczego prócz tego, że jako środek mediacji najczęściej wybiera bójkę, staje się dozgonnym przyjacielem i jedyną osobą, której w pełni ufa. Wraz z nim wyrusza w podróż, naznaczoną trudami, aby uratować krainę, którą wielbi ponad wszystko.
      Peters porywa nas w wir nieoczekiwanych wydarzeń, ofiarowując niezapomnianą przygodę. Nasze marzenia z dzieciństwa ziszczają się na stronicach powieści, lecz szybko możemy się przekonać, iż nic nie jest takie idealne. Utopijne mrzonki i knowania spiskowców są tu na porządku dziennym, ale to właśnie one oddają charakter świata zamieszkanego przez bohaterów.
      Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie, czyli dokładnie tak, jak lubię. Dzięki temu poznanie wydarzeń z punktu widzenia kilku postaci jest możliwe. Bardzo podoba mi się ten zabieg autora, bo gdyby zastosował pierwszą osobę książka utraciłaby ten blask, którym się wyróżnia.
     Podsumowując, po Kruczobór może sięgnąć każdy, niezależnie od wieku czy też zainteresowań. Gwarantuję, iż z dziełem Andrew Petersa spędzicie kilka miłych chwil, dryfując na dotąd niezbadanych wodach. Autor zabierze was w pełną magii i niespodziewanych zwrotów akcji przygodę, nie szczędząc przy tym rozkosznych opisów, bowiem to one pozwalają idealnie wyobrazić sobie Arborium i tytułowy Kruczobór, nie szczędząc doskonale oddających klimat wydarzeń słów. Pocieszam się myślą, że jeszcze dwa razy będę mogła uciec do miejsc wykreowanych przez pisarza, gdyż w 2012 roku planowane jest wydanie Szklanego lasu - drugiej części trylogii.


                                             O autorze:
Od dziecka wspinał się na drzewa i z nimi rozmawiał. Autor przeszło 70 książek, w tym poetyckich, gawędziarz i performer występujący z tubą, urodził się w 1965 r. w. Niemczech w rodzinie o czeskich korzeniach, wychował się w Londynie, mieszka w zachodniej  Anglii z żoną pisarką i dwójką dzieci. O swojej najnowszej powieści, do której prawa nabyło już 16 państw, mówi: „Pisanie Kruczoboru było jak kierowanie samochodem rajdowym w wyścigu życia, zwłaszcza że nigdy wcześniej nie wymyślałem przygód na taką skalę. Zawsze miałem żywą wyobraźnię i lubiłem uciekać marzeniami do innych światów. W wypadku Kruczoboru stanąłem przed wyzwaniem napisania zabawnej, przygodowej, a jednocześnie zachęcającej do przemyśleń historii oraz stworzenia od zera całkowicie nowego świata”.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Bukowy Las.